Gdy wszedł do salonu jego oczom ukazała się sylwetka młodej dziewczyny. Pochylała się nad stołem i układała kwiaty w wazonie. Przetarł szybko oczy rękawem. Nie chciał by zobaczyła w nich łzy.
-Co ty tu robisz?-Chciał by jego głos zabrzmiał groźnie, ale nic z tego nie wyszło. Był już wszystkim zbyt zmęczony. Wiedział, że powinien się na nią zezłościć, bo niby jakim prawem przebywała w jego mieszkaniu. Nie miał jednak siły na zebranie w sobie gniewu. Czuł jakby życie z niego całkiem uszło.
-Zrobiłam cały bukiet i pomyślałam, że wstawię ci je do wazonu.-odpowiedziała radośnie. Jej wesołość zaczynała mu działać na nerwy.
-Mówiłem ci, żebyś zostawiła mnie w spokoju, nie pamiętasz?
-Pamiętam.-Śmierć usiadła sobie w jego ulubionym skórzanym, wytartym fotelu. Rozsiadła się zarzucając nogi przez podłokietnik. Zachowywała się bez krępacji, jakby to był jej dom. Mężczyzna czuł jak powraca jego gniew, a w przeponie siła, więc zapytał stanowczo.-Więc, czemu tu jesteś?
-Otóż musisz wiedzieć jak to wszystko działa.-zaczęła tonem profesora wykładającego na uczelni.-Wiadomo, że ciągle ktoś gdzieś umiera. Prawda? Jestem istotą, która jest podzielona. Można to porównać do klonów. Jakbym istniała w wielu miejscach na raz. Gdy ktoś gdzieś ma umrzeć, część mnie pojawia się przy nim.-Złożyła ręce w koszyczek, jak polityk i zaczęła tłumaczyć dalej.-Część mnie pojawiła się przy tobie. Ta część, która jest odpowiedzialna za twoją śmierć, a że udało ci się przedłużyć swoje życie, przedłużyłeś moje istnienie. Część mnie jest z tobą związana dopóty, dopóki nie umrzesz. Tak, czy inaczej jesteś skazany na moje towarzystwo.
Mężczyzna opadł na kanapę. Ne miał siły na jakiekolwiek dyskusje, po prostu przyjął do wiadomości to co powiedziała mu Śmierć. Wbił wzrok w wyłączony telewizor. Tak bardzo pragnął, żeby to wszystko okazało się snem, a on by spokojnie oglądał wiadomości, jak każdego dnia o tej porze. Dawno nie czuł w sobie tylu skotłowanych emocji jakie zaznał od dzisiejszego popołudnia.
-Może właśnie tak spędzę tą dobę.-pomyślał.-Będę tu siedział i nic nie robił. Może obejrzę jedynie wiadomości jak co dzień. Telewizja jest dobrym sposobem na wyłączenie myśli.-Oboje siedzieli i milczeli.-A wieczorem wezmę tabletki nasenne, żeby łatwiej było mi zasnąć. Może nawet się nie obudzę do południa i prześpię swoją śmierć. To byłoby wspaniałe, ostatnie godziny bym przeżył w nieświadomości.-Wciąż siedzieli w milczeniu.
-Chcesz może kakao?-przerwała tą ciszę pytaniem Śmierć. Mężczyzna spojrzał na nią, a na jej twarzy malował się ciepły uśmiech.-Tak, poproszę.-Ona zniknęła w kuchni, a on zdał sobie sprawę, że nie ma w domu kakao. Po niespełna dwóch sekundach Śmierć jednak wróciła z dwoma kubkami, które dobrze znał.-Niemożliwe, żeby tak szybko zrobić kakao. Tym bardziej jak nie ma z czego.-pomyślał.-Czy to wszystko musi być takie nierealne?! Czuję się jak w jakimś śnie. Oddałbym wszystko żeby to uczucie nie mijał się z prawdą.-pomyślał.
Śmieć postawiła kubki na stole. Jeden duży brązowy, z którego najczęściej pił, a drugi z gorylem, którego ręka służyła za ucho. Nigdy z niego nie korzystał i nie pamiętał nawet skąd go ma.
-Więc co zamierzasz robić przez ten czas?-zapytała biorąc łyk kakao ze śmiesznego kubka. Z okna sączyło się jesienne światło, było słychać cichy gwar dobiegający z dworu, w powietrzu unosił się słodki zapach kakaa, a wraz z nim pytanie, które czekało na odpowiedź.
-Nic...czekać, aż umrę.
Wstał, podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Zaczął przypatrywać się ludziom mijającym jego dom i zastanawiać się co by zrobili na jego miejscu. Wyobraził sobie że mężczyzna w garniturze, który wszedł do klatki obok, rzuca swoją pracę w wielkiej korporacji i postanawia grać na gitarze i śpiewać pod tunelem dworca, bo zawsze było to jego marzeniem. Ta zabawa zaraz go znudziła. Zaczęło go zastanawiać czemu on a nie oni. Czemu on, a nie jakiś bezdomny, który żebrało codziennie w jego dzielnicy, żeby zebrać na piwo. Czemu on, a nie staruszka, która jak wychodzi na ryneczek zajmuje jej to cały dzień bo jest tak stara i schorowana, ze ledwo chodzi.
Patrzył na tych wszystkich ludzi mijających jego dom i nie mógł się pogodzić z tym, że wydają się niewzruszeni. Ciężko mu było uwierzyć, że choć jego życie właśnie się waliło, świat za oknem się nie zmienił. Widział jeżdżące samochody, spacerujących ludzi jak co dzień. Dotarło do niego, że jest tylko jednym z wielu istnień, nic nie znaczącym ziarnkiem piasku na pustyni. Znów przepełnił go smutek.
-Wiem o czym myślisz.
-O czym?-zapytał pewien, że Śmierć nie może znać odpowiedzi na to pytanie, bo w ciągu ostatniej godziny przez jego głowę przemknęło mnóstwo różnych myśli.
-"Każdy jest przekonany...-zaczęła mówić jakby deklamowała wiersz.- że jego śmierć będzie końcem świata. Nie wierzy, że będzie to koniec tylko i wyłącznie jego świata.."-Janusz Leon Wiśniewski. Czy nie o tym właśnie rozmyślałeś?-Nie odpowiedział, stał wciąż wgapiony w widok za oknem. Zwykły dzień, który przybarwiły jesienne liście.
Milczeli przez jakiś czas, aż w końcu mężczyzna przerwał tą ciszę.-Próbuję przypomnieć sobie swoje życie.-mówił, odwrócony do Śmierci tyłem.-To zabawne, myślałem, że w takich chwilach, człowiekowi przemyka ono przed oczami jak na przyspieszonym filmie. A tymczasem, jest tyle, rzeczy, których nie mogę sobie przypomnieć.
Ponownie zamilkł. Znów smutek w nim wezbrał i bał się, że będzie to słychać w jego głosie. Patrzył jeszcze chwilę na ludzi przez okno tak niewzruszonych, cieszących się pięknym jesiennym rankiem. W końcu zebrał w sobie siłę i powiedział.-Możesz mnie zabić! Wiem, że wygrałem dodatkowy czas, ale go nie chcę.-Zacisnął ręce na parapecie, żeby uspokoić ich drżenie.-Chcę umrzeć w swoim mieszaniu.-Słyszał, za plecami dźwięk kubka odstawianego na stół, dźwięk jaki wydawał z siebie skórzany fotel, gdy ktoś z niego wstawał i dźwięk skrzypiącej podłogi. Wiedział, że Śmierć za nim stoi i czuł jej oddech na karku. Jeszcze mocniej zacisnął ręce na parapecie, zamknął oczy i powiedział.-Jestem gotowy!
Poczuł na karku jej ciepły oddech gdy zmysłowym szeptem powiedziała mu do ucha.-Nawet nie wiesz jakbym chciała, ale...nie mogę.
-Jak to!-wykrzyknął mężczyzna odwracając się do niej przodem. Przypominał małego chłopca któremu rodzice nie pozwolili, obejrzeć bajki w telewizji. Kotłowało się w nim tyle emocji, że najłatwiej było mu przekierować je na gniew.-Chcę umrzeć!
-Dałam słowo, którego nie mogę złamać.-Wzruszyła ramionami.-Sam wygrałeś dodatkowy czas.-Zbliżyła się do niego o krok. Stali teraz bardzo blisko siebie, na tyle, że nie zmieściłaby się między nimi trzecia osoba.- Może nie wiesz, ale ja też nie mogę doczekać tej chwili.-powiedziała zniżonym głosem, a w jej oczach pojawiły się iskierki.-Chwili w której odbiorę ci życie.
Mężczyzna odwrócił od niej głowę. Pozwolił sobie zapomnieć z kim ma do czynienia. Powróciło uczucie obrzydzenia jakie mu towarzyszyło gdy z nią rozmawiał w parku. Odszedł od niej bez słowa i usiadł w swoim wytartym skórzanym fotelu.
-Zapomniałem, że nie jesteś człowiekiem, tylko bezdusznym potworem.
-W sumie, rzecz biorąc nie mam duszy. Więc nie będę się o to spierać.-uniosła ręce w geście poddania się.-Za to ty nie masz serca. Jak już sobie wytykamy.
-Co?
-No dobra, masz mięsień pompujący krew, ale nie umiesz kochać. To pompowanie krwi też nie idzie twojemu sercu najlepiej bo jak wiesz umrzesz na zawał.
-Co? To, ty jesteś potworem, który gardzi ludzkimi uczuciami.-oburzony zaczął mówić podniesionym głosem.-Zjawiasz się znienacka i zaczynasz prowadzić swoje gierki!
-Lubisz zabijać ludzi, co?-zapytał ironicznie mężczyzna.
-Uwielbiam. Każde uśmiercenie jest tak wspaniale przyjemne.W ludzkiej postaci, nie odczuwam tak przyjemności, jak wy, ale gdy oddzielam duszę od ciała czuję się w końcu spełniona.-mówiła jak osoba, która zapytana o swoje hobby, mogła by opowiadać godzinami. Jakby w ogóle nie zauważyła że to był wyrzut a nie pytanie o zainteresowania.
Usiadła na kanapie i zaraz na jej kolana wskoczyła biała kotka. Mężczyzna rzucił jej spojrzenie zdrajczyni, ale ona była zbyt zadowolona z pieszczot, żeby to zauważyć. Widok Śmierci głaszczącej kota przypominał złoczyńców z filmów, którzy siedząc w obrotowym krześle głaszczą swojego pupila.-Karmię się też smutkiem,-kontynuowała-ale nie osoby która umiera, tylko tych którym przysporzyła ona cierpień. Można powiedzieć, że odczuwam większą przyjemność, uśmiercając osoby, które skrzywdziły wiele ludzi.-ostatnie zdanie powiedziała z naciskiem.-Mężczyzna podniósł na nią wzrok i napotkał równie znaczące spojrzenie.
-Chcesz powiedzieć, że ja jestem taką osobą?-zapytał zdziwiony i się roześmiał.-Chyba żartujesz.
-Bynajmniej.-wyszła z pokoju i po chwili wróciła z torebką i butami w ręku. Usiadła na kanapie i zaczęła je ubierać.-Wychodzimy.-zakomunikowała krótko.
-Jak to?
-Chyba nie zamierzasz spędzić całego czasu siedząc w domu i nic nie robić.
-Taki miałem zamiar.-wiedział jednak, że siedząc w mieszkaniu zdążyłby zwariować, zanim by umarł.-Gdzie idziemy?-zapytał wstając i ubierając pospiesznie buty.
-Do kina.-odparła ubierając szalik i wychodząc z mieszkania.
-Do kina?-zapytał zarzucając na siebie płaszcz i wybiegając za nią.
-Przecież chciałeś żeby ci życie przemknęło przed oczami.
_________________________________
Tu napiszę tylko to, że już nie mogę się doczekać waszych komentarzy. Piszcie jakie macie wrażenia po tym rozdziale :D