środa, 24 października 2012

Rozdzial II


-Wyjść stąd.-To było jedyne na co go było stać w tym momencie.
     Podszedł do lady by uregulować rachunek. Spojrzał na młodą kelnerkę i postanowił jej dać duży napiwek. Było mu jej żal, w końcu zostały jej tylko dwa lata życia. Z drugiej strony zazdrościł jej, że nie jest tego świadoma. Ubierając płaszcz i wychodząc z kawiarni zastanawiał się co ona by zrobiła wiedząc, że zostały jej 24 godziny.
     Po wyjściu skręcił do parku znajdującego się niedaleko kawiarni. Śmierć wyszła zanim owijając się szczelnie szalikiem. Październikowy obraz parku był piękny. Mężczyzna usiadł na ławeczce. Zbliżający się koniec życia zmusił go do przyjrzenia się otaczającemu go światu. Wszędzie wokół niego były liście klonów. Część jeszcze na drzewach, a część na ziemi, tworząc na niej gruby szeleszczący dywan. Uwielbiał to szeleszczenie jako mały chłopiec. Zupełnie o tym zapomniał przez lata.
     Zastanawiał się jak spędzić ten ostatni dzień. Nie miał pomysłów. Śmierć usiadła obok niego, trzymając liście klonów, które zebrała po drodze. Miał ochotę jej powiedzieć żeby sobie poszła, ale na dobrą sprawę, w niczym mu nie przeszkadzała. Jej nieobecność nie sprawiłaby, że on zapomniałby o swoim przyszłym losie. Więc siedział wciąż w milczeniu, patrząc w dal, nie zawiesiwszy wzroku na niczym konkretnym.
     -O czym myślisz?-zapytała, formując z liści nieokreślony kształt. Myślał o tym kogo by chciał zobaczyć przed śmiercią. Nie miał jednak zamiaru się z nią tym dzielić, więc wciąż siedział w milczeniu.
-Zobacz zrobiłam różę z liści.-przerwała znów ciszę Śmierć, wręczając mu różę uformowaną z liści klonów.
-Ładna.-Od razu pomyślał o swojej byłej żonie. Wiedział, że na pewno by jej się spodobała. Była plastyczką i uwielbiała rzeczy nietypowe, a ta róża z pewnością była taką.
     -Nauczyłam się robić je od dziewczynki którą wczoraj poznałam.-zaczęła opowiadać formułują następną różę.-Niezwykle inteligentna pięciolatka.-Uśmiechała się mówiąc o niej.-Polubiłam ją, szkoda.-westchnęła głęboko.
-Czemu szkoda?-zapytał od niechcenia mężczyzna.
-Bo od wczoraj nie żyje.-odparła jak gdyby nigdy nic.-Mężczyzna spojrzał na Śmierć, która wciąż formowała drugą różę. Patrząc na nią, czuł obrzydzenie.
     -Nie patrz tak na mnie.-powiedziała skupiając wciąż wzrok na swoich dłoniach, które zręcznie modelowały liście klonu.-Pewnie uważasz, że to niesprawiedliwe. Jej życie jeszcze nie zdążyło się rozpędzić, a już zobaczyła metę. Jeśli wszyscy umieraliby w tym samym wieku byłoby to sprawiedliwe, ale też przewidywalne. Gdzie w takim świecie miejsce na zabawię?-Mężczyzna patrząc na nią czuł obrzydzenie, wydawała się pełna pogardy dla ludzkich uczuć.-Uśmierciłam ją, bo po prostu przyszła na nią kolej.-Oderwała się od modelowania i spojrzała mu w oczy.-Tak samo jak teraz na ciebie.-Mężczyzna spuścił wzrok.Jeszcze chwilę milczał, wstał i zaczął iść w kierunku tramwaju.
-Gdzie idziesz?-zapytała. On wzruszył ramionami.-Do domu. Muszę...nakarmić kota.-odwrócił się do niej jeszcze.-Nie idź za mną, proszę.

***

Zawsze w sobotnie poranki przychodził na piechotę do swojej ulubionej kawiarni. Wiedział, że szukanie miejsca parkingowego, by go tylko frustrowało, a nie chciał zaczynać weekendy w ten sposób. Tera jednak żałował, że nie przyjechał autem.
Kiedy zdarzało mu się wracać z kawiarni tramwajem bo na przykład zaczęło padać, musiał czekać na jego przyjazd 10, 15 minut. Tym razem gdy tylko podszedł na przystanek, pojawił się jego numer. Innego dnia by się z tego ucieszył, dzisiaj jednak nawet tramwaj nie miał w sobie mocy poprawienia mu humoru. Podróż komunikacją miejską nigdy nie była dla niego tak przytłaczająca, jak tego dnia. Rozpraszał go sam widok ludzi. Nie potrafił się skupić.
     Spojrzał na grupę nastolatków, którzy rozmawiali między sobą o tym jak wsadzili wózek z Biedronki na znak drogowy. Śmiali się jeden przez drugiego. Ich widok sprawił, że mężczyzna zatęsknił za swoją beztroską młodością. Próbował przypomnieć sobie dokładnie twarze swoich dawnych przyjaciół. Były one jednak niewyraźne i wytarte przez czas, który tak okrutnie zabiera wspomnienia.
     Odwrócił od nich wzrok i spojrzał na miejsce na naprzeciwko niego, gdzie siedział chłopak z dziewczyną na kolanach. Wpatrywali się w siebie nawzajem, nic nie mówiąc, jedynie się uśmiechając. Jakby potrafili porozumiewać się ze sobą telepatycznie.-W obliczu śmierci, dobrze jest mieć przy sobie kogoś takiego.-pomyślał.-Gdyby ich zapytać, powiedzieliby pewnie, że są tak szczęśliwi, że mogli by umrzeć.-Zrobiło mu się jeszcze smutniej i czuł się przytłoczony.
     Chciał już odwrócić się w stronę okna, gdy zauważył niedaleko siebie staruszkę. Automatycznie wstał, żeby ustąpić jej miejsce. Starsza siwa pani ze skromnym uśmiechem wdzięczności usiadła wygodnie, a do niego w tym momencie trafiła myśl, że on nigdy nie doczeka się czasów, kiedy to on będzie tak stary jak kobieta której ustąpił miejsca. Nie dowie się jak smakuje życie gdy ma się 80, czy 90 lat. Choć zawsze wydawało mu się nudne, polegające tylko na odbieraniu emerytury, mówieniu co to kogo nie boli i czekaniu na śmierć. Właśnie tak wolałby umrzeć, wiedząc, że śmierć już po niego idzie, a nie zaskakuje go, kiedy w ogóle się jej nie spodziewa.
     Stwierdził, że już więcej nie wytrzyma w tym tramwaju. Na szczęście już był jego przystanek, wysiadł pospiesznie gdy tylko tramwaj się zatrzymał. Resztę drogi do domu przebył pieszo, pogrążony w przytłaczających myślach.

***

     Wszedł do starej kamienicy. Farba schodziła tu ze ścian, a stopnie były tak wytarte, że tworzyły łuki. Idąc zastanawiał się czemu poprosił Śmierć o dodatkowy czas, po co mu on skoro nawet nie wie jak go wykorzystać.-Może zrobiłem to ze strachu? Może nie czułem się gotowy na śmierć? Nie zdążyłem przeżyć swojego życia tak jakbym tego chciał. 
     Włożył klucz do zamka w pięknie rzeźbionych drewnianych drzwiach i przekręcił go dwa razy. Jak tylko wszedł do mieszkania, zaraz zjawiła się koło niego śnieżno biała kotka. Wybudzona z drzemki dźwiękiem klucza przekręcanego w zamku, przeciągała się jeszcze leniwie.
-Miaau-przywitała go, patrząc swoimi oczami, z których jedno było niebieskie, a drugie zielone.
-Już ci daję jedzenie.-Zdjął płaszcz, buty i udał się do kuchni, by nakarmić kota.
     -Ale niby jakie miałoby być moje życie?-znów zaczął się zastanawiać, patrząc jak kotka łapczywie je kawałki wołowiny z marchewką.-Wszystko co dla mnie ważne osiągnąłem:  pracuję, jestem dość bogaty, może z założeniem rodziny mi nie wyszło, ale nie każdy się do tego nadaje. Co więcej? Może byłoby lepiej gdybym umarł wtedy w kawiarni...? Miałbym to z głowy i nie musiałbym się teraz męczyć.
     Wszedł do łazienki, zdjął okulary i odłożył je na umywalkę. Puścił lodowatą jak lód wodę w kranie i przemył nią twarz. Zawsze tak robił kiedy chciał się rozbudzić, albo wytrzeźwieć. Spojrzał w lustrze na swoją twarz. Była ona zmęczona życiem, ale nie na tyle, by się z nim już żegnać. Głębokie zmarszczki wokół ust nadawały twarzy grymas niezadowolenia. Miał podłużne usta i małe oczy. Pojedyncze siwe włosy i tworzące się zakola, zdradzały jego wiek. Patrząc  w odbicie, zdał sobie sprawę, że ostatnio rzadko przyglądał się sobie w lustrze. Nie lubił patrzeć na swoją starzejącą się twarz i teraz też nie chciał. Wytarł twarz ręcznikiem i założył z powrotem okulary, które zmieniały jego oczy w śmiesznie małe.
     Usłyszał jakiś rumor dobiegający z salonu.-Pewnie kot.-pomyślał.
-Miauu-zwierzak zjawił się koło jego nóg.-Wziął go na ręce i mocno przytulił do siebie. Nagle zrobiło mu się okropnie smutno. Stał w swoim mieszkaniu sam i zdał sobie sprawę, że od dawna stoi w nim sam. Jedynie jego śnieżno biała kotka przy niem wiernie trwała. Przytulił ją jeszcze mocniej, a łzy napłynęły mu do oczu. Od dawna nie czuł się tak samotny, choć już od dawna był sam.
     Znów usłyszał jakiś rumor w salonie. Nie mógł to być kot. Nasłuchiwał jeszcze przez chwilę, nie był pewny czy mu się nie zdawało. Rumor się powtórzył. Kotka zeskoczyła z jego rąk na ziemię i pobiegła w kierunku dużego pokoju. Mężczyzna podążył za zwierzakiem, by sprawdzić co było źródłem tego hałasu. Gdy wszedł do salonu, okazało się, że nie był sam w mieszkaniu.

__________________________________

 No i wstawiłam nowy rozdział. Trochę mnie to martwi, bo dopiero zaczynam pisać III i opornie mi to idzie. Może w tym rozdziale nie ma tyle akcji, ale starałam się przybliżyć bardziej co czuje główny bohater. Nie jest to łatwe, opisać co myśli i czuje ktoś kto wie, że niedługo umrze. Starałam się jednak to dokładnie przeanalizować i opisywać różne jego emocje, wyobrażając sobie jaki ma mętlik w głowie. Mam nadzieję, że rezultat jest dobry.
W komentarzach prosiłabym was zwłaszcza o opis jak odbieracie obu głównych bohaterów. Chcę wiedzieć czy pokrywa się to z moim wyobrażeniem i należycie je przekazałam :)