W kawiarni przy narożnym stoliku
siedział starszy mężczyzna w okularach, pochylony nad gazetą. Miał około sześćdziesięciu lat. Można go było
tam spotkać każdej soboty wchodząc do kawiarni o 11.00. Przychodził tu wypić kawę i poczytać gazetę. O tej porze, było niewiele klientów, więc dało się słyszeć tylko cichy szmer rozmów. W powietrzu unosił się intensywny zapach kawy, mieszający się z dźwiękami piosenki (jeszcze nie mam wybranej piosenki).
Do kawiarni weszła młoda, rudowłosa
dziewczyna. Mężczyzna podniósł wzrok znad gazety, jak na każdą osobę wchodzącą do lokalu. Była modnie ubrana w hippisowską tunikę, rurki, futrzaną kamizelkę, szalik i niebieskie kozaki za kolana, zwracające uwagę na jej zgrabne nogi. Za chwilę spuścił z niej wzrok i wrócił do lektury. Niespodziewanie dziewczyna zawiesiła torebkę na oparciu krzesła naprzeciwko mężczyzny czytającego właśnie rubrykę
sportową, zdjęła szalik, rzuciła go na stolik i się do niego dosiadła.Wyglądała na dwadzieścia kilka lat. Miała bladą cerę i zielone oczy. Drobne piegi na nosie i pod oczami nadawały jej twarzy delikatny wyraz, co kontrastowało z jej cynicznym uśmiechem i oczami, z których biła pewność siebie i zawziętość.
Mężczyzna podniósł wzrok znad gazety i
patrzył na nią w otępieniu. Krzesło naprzeciwko niego, które
zawsze było puste teraz zajmowała nieznajoma wertująca menu.
Poczuł jakby ktoś wkroczył na jego terytorium, nie zwracając na
niego najmniejszej uwagi.-Może jest z innego kraju, gdzie przysiadanie się do obcych jest rzeczą normalną.-pomyślał.-Może mnie z kimś pomyliła.-Patrzył na kobietą, która nawet nie raczyła się przedstawić, ale nie potrafił znaleźć sensownego wytłumaczenia jej zachowanie.
-Kim pani jest?-zapytał.
-Śmierć-odpowiedziała zamykając
menu. Przystanęła koło nich kelnerka.-Co dla pani?
-Poproszę cappuccino i...szarlotkę-odpowiedział, uśmiechając się przyjaźnie do
kelnerki, ona zapisała zamówienie w małym notesiku i odeszła.
-Niech pani się do mnie nie dosiada,
nie znam pani. W dodatku ja zawsze siedzę sam.
-Nie mów, że się mnie nie
spodziewałeś-powiedziała bardzo rozbawiona.-Z twoim nadciśnieniem
powinieneś przeczuwać, że w końcu przyjdę.-Rozmowę znów
przerwała im kelnerka, stawiając przed dziewczyną kawę i
szarlotkę.
-Dziękuję-powiedziała Śmierć
posyłając kelnerce serdeczny uśmiech, który ona odwzajemniła.-Ciesz się
ciesz, tymi ostatnimi dwoma latami życia-powiedziała szyderczo pod
nosem odprowadzając kelnerkę wzrokiem.
-Jest pani pomylona, jeśli twierdzi pani, że uwierzę w taką bzdurę-uniósł głos mężczyzna
odrzucając gazetę na stół.
-Nie denerwuj się tak kochany.
Pamiętaj o nadciśnieniu.
-Niech pani powie patrząc mi w oczy
kim pani jest, do cholery?!-Kobieta nachyliła się nad stołem i
spojrzała mu w oczy.-Jestem Śmiercią-powiedziała spokojnie i
powoli. Mężczyzna patrzył na nią teraz już nie rozzłoszczony,
ale przerażony.
-Nie mrugnęłaś...gdy przedstawiałaś się tak spokojnie, powieka twa nawet nie zadrżała.-wykrztusił z
siebie zupełnie pobladły.
-Bo prawdziwe swe imię podałam.-powiedziała i wzięła
łyk kawy.
Mężczyzna spuścił z niej wzrok i
pogrążył się w zadumie. Przez jakiś czas oboje milczeli.
-Więc przyszłaś odebrać mi życie. Czy umrę teraz? Tutaj?-zapytał w końcu.
-W zasadzie skoro to nadciśnienie,
możesz dostać ataku tutaj.-Rozejrzała się po kawiarni.-Ładne
miejsce na śmierć. Ale pozwól, że najpierw zjem tą
szarlotkę.-Sprawiała wrażenie radosnej, pozbawionej trosk. W
przeciwieństwie do jej towarzysza rozmowy, który aktualnie nie miał powodów do radości.
-I co ze mną teraz będzie?-zapytał.
Jego głos był cieniutki, sam siebie nie poznawał.
-Umrzesz-odparła, ładując do ust
wielki kawałek szarlotki.
-Ale po śmierci...pójdę do nieba?
-Nie wiem-odpowiedział z pełną
buzią.-Ja tylko uśmiercam. Oddzielam duszę od ciała. Nie wiem co
potem się dzieje.
Znów zapadłą cisza. Mężczyzna
patrzył jak z talerza Śmierci znika szarlotka. Przed oczami ukazała
mu się wizja, jak po dokończeniu ciasta go zabija. Widział siebie
jak opada na krzesło, następnie powoli osuwa się na ziemię. Jak
uciska klatkę piersiową w miejscu bólu, a jego twarz jest zupełnie
blada. Widział Śmierć, której oczy świeciły czerwienią, a ona
sama śmiała się złowieszczo, stojąc nad jego już martwym
ciałem.
Brzdęk łyżeczki odkładanej na
talerzyk sprowadził go na Ziemię.
-To co?-zapytała żywo
Śmierć.-Idziemy?
-Dokąd?-zapytał cienkim głosem.
-Jak umrzesz tutaj będę w to
zamieszana, jakby nie patrzeć nie mam nawet dowodu tożsamości,
więc może to być dosyć kłopotliwe.
-Czekaj!-Powstrzymał kobietę, która
już wstawała od stołu.
-Tak?
-Musisz mnie zbijać teraz? To
znaczy...mogłabyś mi dać jeszcze czas? Chociaż jeden dzień?-słowa z trudem
przechodziły mu przez gardło.
-Czyżbyś pogrywał ze
Śmiercią?-zapytała groźnie.
-Ja...ee
-Chcesz zagrać o swoje życie?
-Tak.
-Chyba za dużo się wszyscy naoglądaliście
„Siódmej pieczęci”. Gdybym miał ci zliczyć ile już
rozegrałam partii szachowych...w szachy na pewno nie gramy.-Ostatnie słowa podkreśliła geste ręki.
-Nie musimy w szachy.-Pomyślał, że
on sam by nie chciał w nie grać, bo nie potrafi. Nigdy nie umiał i
już nie będzie miał okazji się nauczyć. Nagle poczuł ogromny
żal z powodu tego, że nie zrobi wielu rzeczy, o których marzył.
-Więc co proponujesz?-Mężczyzna
próbował odkopać w pamięci grę w której byłby dobry. Choć
wiele sobie przypomniał, nie było żadnej w której by pamiętał
swoje zwycięstwo.-Trudno, niech o moim losie zadecyduje
traf-pomyślał.-Kamień, papier, nożyce-odpowiedział
zdecydowany.
-O, w to jeszcze nie grałam. Można
być w tym mistrzem?
-W sumie to nie. Ale tylko w takie gry miewałem szczęście. Zdam się na nie, niech ono zadecyduje o moim losie.
-Dobrze. Więc do ilu wygrań gramy?
-Do dwóch.
-Zgoda. Raz, dwa,...-Mężczyzna
pamiętał, że statystycznie większość osób zaczyna od
kamienia.-Trzy.-I nie mylił się. Śmierć wybrała kamień, a on
papier. Teraz żałował, że nie grają do jednej wygranej.-Raz,
dwa...-Poprzednia myśl go uratowała, ale to była jedyna przydatna
rzecz jaką wiedział na temat tej gry.-Trzy.-Znów wybrał papier,
ale Śmierć wygrała z nim nożyczkami. Szala już nie była po jego
stronie. Remis sprawił, że był jeszcze bardziej zestresowany, niż
przed rozpoczęciem. W końcu tera wygrana zależał od jednego
punktu, a gra toczyła się o jego życie.
Czuł jak cały się poci z nerwów, a
w głowie ma pustkę na myśl o następnym ruchu.-Raz, dwa,
trzy.-Teraz oboje zaufali nożyczkom. Bez punktu.-Szybka analiza. Już
trzeci raz nie wybierze nożyczek. Czyli wybierze papier, albo
kamień. Mogę wziąć nożyczki, ale jeśli trafię na kamień to
po mnie. Muszę wziąć papier, albo z nią wygra, albo znów
zremisuję.-przeanalizował szybko w głowie.-Raz, dwa...-Chyba, że
teoria z nożyczkami się nie sprawdzi. Wtedy będę
stracony.-Trzy.-Jego analiza była trafne. Śmierć wybrała kamień
i w ten sposób przegrała.
-Gratuluję.-Nie wydawała się
niezadowolona z wyniku.
-A jednak można być dobrym w tą
grę.-Uśmiechnął się pod nosem pierwszy raz od spotkania ze
Śmiercią. Był z siebie dumny.
-A zatem, wygrałeś 24 godziny swego życia. Co zamierzasz zrobić z tym czasem?-Teraz do niego dotarło, że sam nie zna odpowiedzi na to
pytanie...
_________________________________
Więc oto jest pierwszy rozdział. Pomysł wziął się nietypowo w moim przypadku z lekcji języka polskiego, przy omawianiu śmierci w średniowieczu.
Na początku miałam lekki zarys, ale jak już zaczęłam sobie pisać schemat co będzie się działo, to wymyśliłam całą fabułę. Mam nadzieję, że pierwszy rozdział was zaciekawił :)
Piszcie swoje uwagi. Co wam się podoba mniej, co bardziej. Czekam na komentarze i za wszystkie z góry dziękuję :)